Metropolitalne wiadomości

aktualności

Kryzys dotknie wszystkich. Co się stanie bez unijnych środków?

Jeśli staną inwestycje, kryzys uderzy z większą siłą i zajrzy do kieszeni każdego z nas. Czy wkrótce będziemy mogli zapomnieć o dużych projektach, które zmieniają naszą codzienność? To całkiem możliwe, o czym alarmują też ekonomiści – zablokowane środki z Unii Europejskiej to tykająca bomba, która może zdemolować stojącą nad przepaścią gospodarkę. Przyglądamy się problemowi i na lokalnych, samorządowych przykładach szukamy odpowiedzi na pytanie, co może czekać nas bez dodatkowych miliardów euro przewidywanych dla Polski.
 

Na zdjęciu: termomodernizacja Przedszkola nr 16 w Gdyni, fot. Przemysław Kozłowski/ archiwalne
 

„Zaciskać pasa” - to fraza, którą szczególnie w ostatnich miesiącach Polacy zaczęli odmieniać przez wszystkie przypadki. Drugie ze słów, które coraz częściej przewija się w naszych codziennych rozmowach to „inflacja”. Głównie w codziennych sytuacjach – w sklepie, piekarni, na bazarkach czy płacąc za podstawowe usługi. To właśnie tam najczęściej odczuwamy wzrost cen.

Wszyscy płacimy więcej

Według oficjalnych danych Głównego Urzędu Statystycznego, już w październiku tego roku za podstawowe produkty i usługi musieliśmy średnio płacić aż o 17,9% więcej niż zaledwie rok wcześniej. Jeszcze gorzej jest w niektórych konkretnych sektorach, na przykład w produkcji przemysłowej, gdzie w rok ceny poszybowały w górę o ponad 22%.

Ceny w Polsce nie rosły w takim tempie od ponad 25 lat. Stąd zdziwienie na twarzach klientów, którzy patrzą jak topnieje wartość ich pieniędzy – jeszcze rok temu problem wydawał się tylko możliwym scenariuszem na przyszłość, dziś jest zmartwieniem, które spędza sen z powiek coraz większej liczbie osób.

Jasne jest to, że skutki inflacji uderzą nie tylko w nasze prywatne oszczędności i comiesięczne wydatki, ale i w najbliższym czasie poważnie zachwieją całą gospodarką. Na razie, o czym regularnie informują ogólnopolskie media, szukamy u siebie sposobu na kryzys w cięciu zbędnych wydatków – jedzenia na mieście, dalekich podróży czy rozrywki. Ucierpią na tym niestety ci, którzy do tej pory w ten sposób zarabiali, czyli np. restauracje i bary, biura podróży czy firmy eventowe.

Zawieszone unijne środki, czyli nadchodzi kolejny problem

Co będzie działo się dalej – łatwo przewidzieć, szczególnie zerkając na to, w jaki sposób w przeszłości nakręcały się inflacyjne problemy w różnych miejscach na świecie. Właśnie dlatego powinniśmy poważnie obawiać się kryzysu, przed którym przestrzegają ekonomiści. Tym bardziej, że w tle drożyzny na sklepowych półkach na horyzoncie cały czas widnieje kolejny problem, który może dolać oliwy do ognia.

Ciągle zawieszone są środki unijne z nowej perspektywy, które miały trafić do Polski. Mowa o łącznie ponad 120 miliardach euro, które miały pochodzić z dwóch europejskich źródeł: puli przeznaczonej na wykonanie Krajowego Planu Odbudowy oraz z Funduszu Spójności na lata 2021-2027. Aby je otrzymać – w formie dotacji oraz korzystnych pożyczek – konieczne jest wypełnienie założeń tzw. karty praw podstawowych, w tym między innymi tych dotyczących praworządności. Dopóki nie dojdzie do porozumienia z Komisją Europejską, unijne środki nie tylko będą nadal zamrożone, ale ciąży nad nimi także poważne widmo ich utraty. A już na pewno z każdym kolejnym tygodniem i miesiącem tracimy szanse na ich dobre wykorzystanie.

Gdy zatem walczymy z inflacją i stoimy u progu kryzysu, do obiegu mogą nie trafić miliardy euro, które dałyby polskiej gospodarce dodatkową siłę w trudnym okresie. W jaki sposób? Dotacje i pożyczki z unijnych funduszy to przede wszystkim nowe inwestycje - w tym w dużej mierze te, które zawsze realizowały polskie samorządy.

W taki sposób w całym kraju powstawały duże, infrastrukturalne projekty, budowy nowych dróg i obiektów, rozwijała się komunikacja publiczna czy przeprowadzano kompleksowe rewitalizacje. W poprzednich perspektywach unijnych w ten sposób w polskich miastach i gminach realizowano rzeczy, na które nie wystarczyłoby środków wyłącznie z samorządowych budżetów.

Tylko w przypadku Gdyni i tylko w przypadku poprzedniej unijnej perspektywy (na lata 2014-2020) na różnego typu projekty pozyskano aż 1,13 miliarda złotych. Z tej puli aż 974,7 miliona złotych wsparło miejskie inwestycje, a ponad 157,5 miliona – projekty miękkie. To gigantyczne w skali budżetu miasta pieniądze, które napędziły też lokalną gospodarkę.
 

Na zdjęciu: nowoczesne elektrobusy Mercedes-Benz e-Citaro, fot. Kamil Złoch


Realizacja każdego z tych projektów to w końcu miejsca pracy, wynagrodzenia, zamówienia (w tym te na lokalnym rynku, realizowane przez gdyńskie firmy) i mnóstwo mniejszych czynników, które dały impuls mniejszym przedsiębiorcom.

Czeka nas silny kryzys?

Co się stanie, jeśli w kolejnych latach pieniędzy z Unii Europejskiej po prostu zabraknie? Samorządy - jak wyżej - nie zrealizują części ze swoich planów. W dużej mierze tych najdroższych i najbardziej ambitnych, bo brak dotacji „zgra się” w czasie z malejącymi dochodami do ich kas (m.in. malejącymi wpływami z podatku dochodowego). Jednocześnie na rynek nie trafią pieniądze, które mogłyby – bezpośrednio i pośrednio – trafić do samych gdynian właśnie w formie nowych miejsc pracy czy popytu na konkretne towary i usługi. Sama branża budowlana, która nie będzie działać na wysokich obrotach przekłada się przecież na wiele innych branż czy mniejszych podwykonawców.

Jeśli zestawimy to z wszystkimi trudnościami, o których mowa do tej pory, otrzymujemy gotową receptę na potężny kryzys – i to taki, który uderzy zarówno w samorządy, jak i w samych mieszkańców. Właśnie dlatego włodarze miast i gmin z przerażeniem śledzą informacje o potencjalnej utracie unijnych funduszy.

Ostrzegają przed tym także ekonomiści. Jednego z nich, i to z absolutnego krajowego topu – profesora Cezarego Wójcika związanego z warszawską SGH – poprosiliśmy o szersze przedstawienie problemu, zahaczając przy tym o kontekst Gdyni. Ceniony ekonomista rozmawiał na ten temat z wiceprezydent Gdyni ds. gospodarki, Katarzyną Gruszecką-Spychałą.

Zapraszamy do obejrzenia i wysłuchania (lub przeczytania) chatu ekonomicznego, który wyjaśnia, co może wydarzyć się w naszych miastach i gminach bez środków z Unii Europejskiej.

 

Poniżej zapis rozmowy.

Katarzyna Gruszecka-Spychała, wiceprezydent Gdyni ds. gospodarki: - Dzień dobry Państwu. Dzisiaj witam Państwa w nietypowej roli, którą przyjmuję zupełnie wyjątkowo, a to dlatego, że mam zupełnie wyjątkowego gościa. Będą Państwo mieli okazję wysłuchać rozmowy z profesorem Cezarym Wójcikiem, ekonomistą i prawnikiem, założycielem Leadership Academy for Poland, a także profesorem pracującym w Szkole Głównej Handlowej, w Kolegium Gospodarki Światowej. Pan Profesor jest między innymi absolwentem Harvard Kennedy School, IESE Business School , Institut für Weltwirtschaft. Pan profesor pełnił w swoim życiu wiele istotnych ról związanych z ekonomią w ujęciu krajowym: doradzał Ministrowi Finansów i prezesowi Narodowego Banku Polskiego, był także dyrektorem Instytutu Nauk Ekonomicznych Polskiej Akademii Nauk, a także kilkukrotnym stypendystą Fulbrighta. Jestem bardzo zaszczycona i jeszcze większą mam przyjemność, że możemy mieć takiego rozmówcę, a poprosiłam o rozmowę na temat funduszy europejskich, w szczególności Funduszy Spójności, ale także KPO. To wszystko tematy, które rozgrzewają polską opinię publiczną. Chciałabym dzisiaj uciec od rozmów o tym, czy Polska faktycznie otrzyma te środki, czy też ich nie otrzyma, kiedy one spłyną, a także kto jest współwinny: czy krajowi politycy, czy Komisja Europejska, a może nikt? Natomiast chciałabym się skupić na społecznym wymiarze skutków braku tych środków, gdyby do nich doszło. Chciałabym przybliżyć konsekwencje tego, co może się wydarzyć, gdyby rzeczywiście ich zabrakło. I właśnie z takim pytaniem zwracam się dzisiaj do Pana Profesora. Panie Profesorze, czemu słyszymy takie głosy, że tak naprawdę to może moglibyśmy sobie już bez tych środków poradzić? Inne kraje mają już KPO, a my jeszcze nie i na razie być może nic strasznego się nie stało? Często też słyszymy, że środki europejskie były nam potrzebne, żeby dogonić zachód, a przecież już dokonała się duża zmiana cywilizacyjna, widzimy ją za naszymi oknami, korzystamy z niej, poruszamy się nowoczesnymi środkami transportu, spacerujemy po pięknych miastach i odremontowanych wsiach, korzystamy z wielu obiektów infrastruktury, nie tylko tej technicznej, ale także na przykład kulturalnej, więc może już dogoniliśmy zachód i nie są nam potrzebne, a może wręcz przeciwnie – może bez nich będzie bardzo źle? Jakie jest Pana Profesora zdanie na ten temat?

Prof. Cezary Wójcik: - Przede wszystkim bardzo dziękuję za zaproszenie, jest mi niezwykle miło, że mogę się dziś z Panią spotkać i w ten sposób być trochę gościem miasta Gdynia, które bardzo lubię. Cóż, myślę, że te środki z Unii Europejskiej, zarówno z Funduszy Spójności, jak i środki z Krajowego Planu Odbudowy, one są niezwykle, niezwykle ważne. Oczywiście, można powiedzieć, że moglibyśmy bez nich sobie poradzić, ale to jest troszeczkę tak, jakby Pani, jakby ktoś z nas, pracując codziennie ciężko miał szansę na przykład na premię albo dodatek do pracy i powiedział sobie „Ach, w zasadzie to nie jest mi potrzebne. W zasadzie to ja z niego zrezygnuję dzisiaj”, a tymczasem dzieci mają mają różne potrzeby, chcemy wyjechać na wakacje, chcemy wyremontować dom. Myślę, że żaden z Polaków, żaden z racjonalnie myślących ludzi nie powiedziałby: „Te środki są mi niepotrzebne”. I tak samo, jeśli chodzi o kraj, jeśli chodzi o miasto. My mamy do dyspozycji gigantyczne, gigantyczne środki, które nie są nawet pożyczką, tylko są po prostu formą dotacji dla nas, którą możemy wykorzystać. To są środki bardzo różne w skali całego naszego PKB, całego naszego dochodu, który mamy. W związku z tym myślę, że one są niezwykle ważne dla nas, powinniśmy dbać o to, żebyśmy je mogli wykorzystać i oczywiście byśmy dbali o to, abyśmy wykorzystywali je jak najlepiej.

KGS: - Bardzo ważny wątek tego, jak istotne są te środki w skali całego PKB naszego kraju. Bo pewnie każdy przeciętny mieszkaniec naszego miasta umie sobie wyobrazić, że jeśli nie napłyną do nas środki europejskie, czy to z programów krajowych, czy to z programów regionalnych, to na przykład coś nie powstanie; nie zrealizujemy jakiejś kolejnej inwestycji, ale pewnie już nie tak bliski jest obraz tego, co się wydarzy, jeśli tych środków po prostu zabraknie w obiegu gospodarczym. Czy mogłabym prosić o jakiś komentarz do tego, czy oprócz tego, że nie wybudujemy drogi, mostu albo nie wyremontujemy szkoły, to będzie miało to jeszcze jakiś wpływ na ogólną kondycję gospodarczą naszego kraju, naszego miasta?

CW: - Zdecydowanie tak. Może zacznijmy od skali: nasz PKB, polski, w polskich złotych, to jest dzisiaj około 2,5 biliona złotych. Jeśli zliczymy wszystkie środki z Funduszu Spójności, które możemy otrzymać w tej aktualnej perspektywie, to jest około osiem lat, oraz te środki z KPO, ponad 500 miliardów złotych, to znaczy, że to jest około 20 procent naszego całego dochodu. 20 procent. To jest naprawdę bardzo, bardzo dużo, gdybyśmy tych środków nie mogli wykorzystać. To oczywiście oznaczałoby całość inwestycji, których nie moglibyśmy zrealizować, ale to też oczywiście oznacza, może oznaczać bardzo dużo problemów w obecnej sytuacji. Bo sytuacja, w której żyjemy dzisiaj jest trudna, żyjemy w naprawdę trudnych czasach. Przeżyliśmy pandemię, teraz doświadczamy wojny za naszą wschodnią granicą, czeka nas prawdopodobnie spowolnienie gospodarcze i brak każdej z tych złotówek będzie nam utrudniać sytuację. Będzie widoczny, jeśli nie w kolejnym roku, to w kolejnych latach na pewno. Skala tych środków jest bardzo, bardzo duża w relacji do naszej gospodarki i utrata tych środków miałaby rzeczywiście bardzo negatywne konsekwencje dla nas.

KGS: - Mam zatem kolejne pytanie: czasami spotykamy się z takimi twierdzeniami, zresztą sami to obserwujemy, że nawet niezwykle ważna inwestycja ma bezpośrednie znaczenie tylko dla pewnej grupy mieszkańców, czy mówimy o inwestycji krajowej, czy mówimy o czymś, co pojawiło się w mieście. Niewielka grupa z nich, jak na przykład nowoczesny tabor, którym poruszamy się w Gdyni, dotyczy wszystkich, ale również możemy zrobić zastrzeżenie, że prawie wszystkich, bo przecież ciągle jest spora grupa tych, którzy nie chcą jechać nawet najnowocześniejszym elektrobusem, a wybierają własny pojazd indywidualny. Powiedzieliśmy sobie natomiast, że skala tych środków ma olbrzymie znaczenie dla całej gospodarki, dlatego chciałabym zapytać: czy „przeciętny Kowalski”, zakładając, że nie będzie zainteresowany tym, że obok niego nie wyrośnie nowy budynek albo nie wydarzy się jakiś istotny projekt społeczny, odczuje brak tych środków w postaci skutków recesji? Czy to będą tylko dane, które będą rozpalały umysły polityków i makroekonomistów, czy też ów mityczny „Kowalski” poczuje to we własnym życiu i własnym portfelu?

CW: - Poczuje, zdecydowanie. Powiem może o swoim ostatnim doświadczeniu, odpowiem na Pani pytanie, ale niedawno miałem okazję być w Gdyni. Pojechałem do Gdyni nowoczesnym pociągiem, wyremontowanym za środki z Unii Europejskiej. Wysiadłem w Gdyni, na pięknym dworcu, który został wyremontowany przez te środki. Następnie wsiadłem w autobus i pojechałem nowoczesnym autobusem, bo Państwo, dzięki środkom europejskim, dokonali transformacji tak naprawdę całego taboru, więc na pewno byłaby to strata dla mnie i dla wielu osób oczywiście. Ale musimy pamiętać, że każdy remont, każdy wydatek inwestycyjny, każda budowa, oznacza tak naprawdę wynagrodzenia dla tego właśnie „zwykłego Kowalskiego”, bo żeby wyremontować, trzeba zatrudnić pracowników. Żeby wyremontować, trzeba zakupić nowe urządzenia, które kupuje się też w dużej mierze w polskich firmach. Często firmach, które też są ulokowane w Gdyni. W związku z tym to nie jest tak, że to są środki, które mają taki charakter abstrakcyjny, który można sobie wyliczyć w kategoriach PKB i powiedzieć: „to jest 2% PKB” albo „20 procent PKB”, tylko to ma realny wpływ na życie właśnie „Kowalskiego”, o którym Pani powiedziała. Nie tylko w tym sensie, że jakość naszego życia się podnosi, ponieważ możemy korzystać z dużo lepszej infrastruktury niż wcześniej, ale także dlatego, że wynagrodzenia zwykłych ludzi po prostu mogą być wyższe i teraz wyobraźmy sobie, że w następnym roku, w sytuacji, kiedy będziemy prawdopodobnie przeżywać spowolnienie gospodarcze, nagle duża część tych środków nie zostanie wstrzyknięta w obieg gospodarczy. To będzie oznaczało prawdopodobnie mniejsze wynagrodzenia, to prawdopodobnie będzie oznaczało utratę miejsc pracy dla wielu osób i oczywiście będzie oznaczało też to, że duża część naszego krajobrazu, w tym krajobrazu miejskiego po prostu nie zostanie upiększona, także te koszty są zarówno statystyczne, znajdują ujście w tej całej infrastrukturze, z której korzystamy, ale przede wszystkim: wpływają na nasze życie, nasze wynagrodzenia, nasze zatrudnienie, nasze miejsca pracy.

KGS: - Czy jesteśmy w stanie przewidzieć, które branże w pierwszej kolejności najbardziej dotknąłby taki kryzys?

CW: - W pierwszej kolejności najprawdopodobniej miałoby to negatywny wpływ na inwestycje różnego rodzaju. Od inwestycji infrastrukturalnych, ale także przez szereg innych form inwestycji, ale musimy pamiętać, że poprzez te inwestycje, właśnie poprzez ten mechanizm wpływu później na zatrudnienie, wynagrodzenia, płace, zatrudnienie po prostu wpłynie na każdą indywidualną osobę i rozleje się w tym sensie także na naszą konsumpcję, na możliwość zakupu produktów, w tym sensie też na jakość naszego życia. Natomiast w pierwszej kolejności na pewno brak tych środków oznaczałby dużo mniejsze inwestycje innego rodzaju. Wydaje mi się, że to jest bardzo ważne, bo czasami jest tak, że jeśli nie mielibyśmy dostępu do tych środków, to moglibyśmy być może zaciągnąć pożyczki na rzecz tych inwestycji, żeby je zrealizować w przyszłości, ale musimy dostrzec, że akurat w tym momencie, w którym jesteśmy to jest bardzo trudne. Miasta mają bardzo ograniczone środki ze względu chociażby na fakt, że został wprowadzony „Polski Ład”, który dla wielu miast ograniczył środki, w tym środki inwestycyjne. Druga rzecz: sytuacja na rynkach międzynarodowych jest taka, i także na rynku krajowym, że zaciąganie pożyczek jest dużo, dużo trudniejsze dla zwykłego „Kowalskiego”, ale też dla miast i gmin. Jeśli uda się zaciągnąć te środki, to one są na dużo większym oprocentowaniu. Natomiast jeżeli chodzi o środki spójności i dużą część środków z KPO, to są środki, które my otrzymujemy tak naprawdę bezzwrotnie, za które tak naprawdę nie musimy opłacać żadnych odsetek. W jakiejś mierze tracimy coś, wobec czego nie ma alternatywy dzisiaj. Jeśli tych środków nie będziemy mieli, nie ma w zasadzie możliwości, żebyśmy znaleźli środki z innych źródeł.

KGS: - To w takim razie załóżmy optymistyczniejszą wersję, że nie będzie tak, że nie będziemy ich mieli wcale, ale że pojawią się z opóźnieniem. Z tym opóźnieniem mamy do czynienia już w tej chwili, bo przecież dobrze wiemy, że na przykład Włochy czy Hiszpania jako liderzy wydatkowania przyznanych środków z Funduszu Odbudowy już teraz działają, realizując przede wszystkim projekty z zakresu cyfryzacji i transformacji ekologicznej. Ja sama, zajmując się bardzo mocno inwestycjami zagranicznymi widzę, że wielu przedsiębiorców, szczególnie tych wielkich i globalnych, operujących w Polsce realizuje już pewne projekty właśnie we Włoszech i w Hiszpanii, a w Polsce inwestycji nie zwiększają. Czy zatem, jeśli doczekamy się tych środków, ale z opóźnieniem, to również będzie miało to negatywne skutki, czy ważne jest to, aby się w ogóle pojawiły?

CW: - To jest bardzo ważne, co Pani powiedziała, dlatego, że środki z KPO, którymi my nie możemy dysponować, one są już wykorzystywane przez praktycznie wszystkie kraje Unii Europejskiej, większość tych krajów. W związku z tym tam one już pracują na rzecz miast, gmin i zwykłych obywateli, u nas – nie. I teraz pytanie, co to oznacza? Czy to będzie dla nas jakaś strata, nawet jeśli moglibyśmy je otrzymać za jakiś czas i przełożyć te wszystkie inwestycje? To by oznaczało taką stratę relatywną, wyrównawczą, przynajmniej ekonomiści o tym mówią, mianowicie: kiedy porównujemy nasz dochód, zwykle porównujemy ten dochód do innych krajów. My chcemy wiedzieć, czy Polska, czy my, Polacy, zarabiamy tyle ile Niemcy, czy zarabiamy tyle ile Portugalczycy, tyle ile Włosi. Tak naprawdę porównując się do innych krajów, jesteśmy w stanie ocenić, jaki jest nasz prawdziwy standard życia. Ta miara ma charakter porównawczy i konkurencyjność też ma charakter porównawczy. Co to oznacza? To oznacza, że jeżeli dzisiaj te kraje wykorzystują te środki, to my po prostu relatywnie się cofamy w stosunku do tych krajów. Rozpiętość pomiędzy naszymi możliwościami, a możliwościami tych krajów, rozpiętość pomiędzy naszymi wynagrodzeniami, a wynagrodzeniami w tych krajach, rozpiętość między naszym PKB, naszym dochodem, a dochodem w tych krajach po prostu będzie się powiększać i tej różnicy nie da się już nadrobić. Ona będzie mogła być nadrobiona dopiero jeszcze dodatkowymi środkami, których nie jesteśmy w stanie wygenerować w krótkim czasie, więc odpowiadając na Pani pytanie: to będzie relatywna strata dla Polski, nawet gdybyśmy te środki za jakiś czas mogli wykorzystać. Pamiętajmy też, że w przypadku inwestycji, zwłaszcza inwestycji bardzo dużych, wchodzą różnego rodzaju ograniczenia administracyjne. Może się tak zdarzyć, że jest inwestycja zaplanowana, jest przyblokowany plan zagospodarowania przestrzennego, są wydane różnego rodzaju zgody i mogą być one cofnięte albo ich aktualność może się zakończyć. To będzie oznaczało, że jakaś inwestycja nie tylko będzie musiała być przełożona o rok czy dwa, ale być może czasami i o trzy, cztery i pięć. Trzeba będzie przejść cały proces od nowa. Pani prawdopodobnie, jako prezydent, która jest włączona w cały szereg tego typu inwestycji, wie o tym bardzo dobrze.

KGS: - Myślę, że tutaj istotną kwestią jest również przypomnienie, że owa część dotacyjna środków z Funduszu Odbudowy może być wnioskowana tylko przez krótki czas, w 2023 roku. Natomiast pozostałe środki będą możliwe i dostępne później, ale będą to już środki zwrotne. To również bardzo istotna okoliczność. Oczywiście środki zwrotne to również nie jest pieniądz, którym my, samorządowcy, chcielibyśmy pogardzić, ale mimo wszystko mniej korzystny niż instrumenty czysto dotacyjne. Panie Profesorze, czy chciałby Pan jeszcze jakoś podsumować naszą dyskusję?

CW: - Życzyłbym sobie i Państwu, żebyśmy mogli te środki wykorzystywać i żebyśmy mogli je wykorzystywać jak najszybciej. Jeszcze raz powiem: byłem niedawno w Gdyni. Gdynia naprawdę pięknie się zmieniła na przestrzeni tych ostatnich lat. Dla mnie, jako osoby z zewnątrz, bo Państwo jesteście w mieście na co dzień, pewne rzeczy, troszeczkę tak, jak z dziećmi: patrzymy na dzieci i nie zauważamy nawet zmian. Nie zauważamy tego, że nasze dzieci rosną, że stają się coraz bardziej dojrzałe. Dopiero kiedy spojrzymy na fotografię, jesteśmy w stanie to dostrzec bardziej albo gdy obejrzymy jakiś film na telefonie, sprzed roku, sprzed dwóch czy trzech i później myślimy „ojejku, jak one bardzo się zmieniły”. Kiedy jesteśmy blisko ze sobą, jesteśmy blisko pewnej rzeczywistości i pewnych rzeczy nie zauważamy i zakładam, że państwo, jako gdynianie, cieszycie się wprawdzie z tego, co się zmienia w Gdyni, ale też czasami nie zauważacie tych zmian. Dla mnie, jako osoby, która przyjeżdża do Gdyni od czasu do czasu te zmiany są zauważalne. Gdynia jest pięknym miastem w ogóle, a ostatnim czasie zmieniła się bardzo. Państwu, ale także sobie, jako osobie, która będzie chciała w przyszłości przyjeżdżać do Gdyni życzę, żebyśmy mogli te środki wykorzystać z pożytkiem dla nas wszystkich, dla mieszkańców Gdyni i mam nadzieję, że to będzie możliwe bardzo szybko, że nie stracimy tych możliwości, które się z nimi wiążą, więc jeśli mógłbym coś powiedzieć na koniec, to chciałbym się podzielić po prostu tym życzeniem. I też jednocześnie pogratulować Państwu tego wszystkiego, co udało Wam się osiągnąć.

KGS: - Bardzo serdecznie dziękuję, i za życzenia, i za te gratulacje. Myślę, że bez fałszywej skromności można powiedzieć, że to samorządy dokonały w Polsce przemiany cywilizacyjnej. Najmłodsi gdynianie pewnie nie pamiętają tych obrazków, ale osoby w moim wieku i nieco starsze pamiętają jak wyglądało miasto, kiedy środków europejskich jeszcze nie było. Kiedy na plaży nie należało wchodzić do Bałtyku, bo groziło to chorobą albo uczuleniem; kiedy na autobus czekało się długo i przyjeżdżał Ikarus albo tak zwany „trajtek”, który potrafił kopnąć pasażera prądem; kiedy nic nie działało dobrze, a miasto było szare i brzydkie. Dzisiaj jest inaczej. Przyzwyczailiśmy się do tego; uważamy, że to standard. To oczywiście dotyczy nie tylko Gdyni, ale wszystkich miast w Polsce i wszystkich miejscowości w Polsce, dlatego myślę, że nikt tak bardzo jak samorządowcy, zupełnie niezależnie od przekonań politycznych, nie trzyma kciuków za to, aby środki te udało się pozyskać. Zatem biorę za dobrą monetę życzenia Pana Profesora, a sobie, Panu Profesorowi i wszystkim naszym mieszkańcom życzę, aby wydarzyło się to jak najszybciej. Bardzo serdecznie dziękuję za rozmowę.

Prof. dr hab. Cezary Wójcik

Założyciel i dyrektor Center for Leadership, profesor przywództwa i finansów SGH. Studiował na Uniwersytecie Harvarda, gdzie m.in. ukończył Master Class for Leadership Educators. Jest także absolwentem programów z zakresu zarządzania i przywództwa na IESE Business School i HEC Paris.

Wyróżniony Letter of Achievement za wkład w rozwój przywództwa przez Harvard Kennedy School Government, gdzie był również członkiem zespołu dydaktycznego flagowego kursu z przywództwa dla wyższej kadry menedżerskiej sektora publicznego i prywatnego.

Był członkiem Rady Makroekonomicznej oraz doradcą Ministra Finansów i Prezesa NBP, a także głównym doradcą banku WestLB.

W przeszłości pełnił funkcję Dyrektora Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN, Dyrektora Biura ds. Integracji ze strefą euro. Pracował także w Europejskim Banku Centralnym, Narodowym Banku Austrii, Narodowym Banku Polskim oraz Ministerstwie Finansów. Laureat nagrody tygodnika „Polityka”, dwukrotny stypendysta Fullbrighta, laureat nagród Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej oraz stypendium dla wybitnych młodych naukowców MNiSW.

 

Źródło: gdynia.pl

  • GIWK